wtorek, 28 czerwca 2016

Assassin's Creed: Renesans

Młody szlachcic Ezio Auditore pod okiem ojca przygotowuje się do przejęcia jego bankowego biznesu. Niestety, sielankowe życie nastolatka zostaje przerwane w momencie gdy ojciec wraz z braćmi Ezia zostają porwani i publicznie powieszeni. Chłopak zapewni bezpieczne schronienie dla  matki i siostry u swego wuja, a sam postanawia zemścić się na zdrajcach jego rodziny. Tak rozpoczyna się epickie polowanie na jedne z najgorszych osobistości, jakie żyły w renesansowych Włoszech.

Dla osób, które jeszcze nie poznały po okładce: jest to powieść napisana na podstawie bestsellerowe gry Assassin's Creed. I tyle w temacie, bo właśnie doszłam do wniosku, że więcej nie wezmę się za takowe publikacje.
Trzeba przyznać twórcom gry, że jej fabuła jest naprawdę ciekawa (stwierdzam to na podstawie tej powieści, nie gry). Pełno w niej morderstw, zagrań politycznych, spisków i zdrad. Opisy otoczenia też nie są najgorsze. Więc dlaczego mam takie negatywne zdanie o tej książce? Otóż autor nie wykorzystał w pełni potencjału fabuły. Gdy się czyta całość, odnosi się wrażenie, że gra została po prostu żywcem przeniesiona na papier. Cała historia jest podzielona na poszczególne misje Ezia, który wykonuje je tak, jakby był do tego stworzony, a przy tym nie otrzymuje żadnych obrażeń, co jest mało realistyczne nawet jak na literaturę fantasy. Można by pomyśleć, że jest jakimś niezniszczalnym robotem. Brakowało mi też emocji u głównego bohatera, który niemal wcale nie wspomina swego dzieciństwa ani rodziny, zabrakło też ukazania szkolenia Ezia na asasyna. Wszystko wygląda bardzo sztucznie i czyni czytanie męczącym. Już lepiej zagrać w grę i wysilić niego mózgownicę, niż zasypiać z książką w ręku.
Gdyby Bowden nie popełnił wymienionych powyżej błędów, zakładam, że ta książka, ba, nawet cała seria, której nie przeczytam, stałaby się prawdziwą perełką wśród fantastyki. Ale zamiast tego mamy nudną, niemal 500-stronicową książkową porażkę. Nie żałuję, że ją przeczytałam, przynajmniej przestrzegła mnie przed innymi pisanymi adaptacjami gier.

Milva

Szklany Tron

Autorka: Sarah J. Maas

Celaena Sordothien, mając siedemnaście lat, została jedną z najlepszych i najsłynniejszych zabójców na świecie. Jednak popełniła ten błąd, że zaufała nieodpowiedniej osobie, przez co została złapana i osądzona. Karą za jej dotychczasowe życie została dożywotnia praca w kopalni soli w Endovier. Lecz po roku męczarni otrzymuje szansę z rąk samego następcy tronu Adarlanu na uwolnienie i ułaskawienie. Musi tylko zwyciężyć w turnieju o tytuł Królewskiego Obrońcy, walcząc z pozostałymi kandydatami, ale co to dla niej? Jednak dziewczyna nie przewidziała zagrożenia ze strony członków dworu królewskiego oraz tajemniczej i mrocznej siły, która brutalnie morduje zawodników turnieju.

Gatunek, który najbardziej lubię. Pełen trzymającej w napięciu akcji aż kipiącej od morderstw i zdrad. Przykład krwawego fantasy, który lubię najbardziej.
Bohaterka jest lubiana przez czytelnika od pierwszego rozdziału i wzbudza w nim pewien rodzaj współczucia. Nie da się też nie okazać zachwytu jej umiejętnościami, zdolna powalić rosłego mężczyznę jednym ciosem staje bardzo groźną postacią, której lepiej nie mieć za wroga. Na pozytywną ocenę zasługuje także książę Dorian, przystojny i inteligentny następca tronu, który dostrzega ciemne strony polityki ojca. Nie można też pominąć innych pozytywnych postaci, jak choćby lojalny Kapitan Straży Chaol, czy księżniczka Nehemia. W tej książce niewielu jest bohaterów walczących w dobrej sprawie, co mnie pozytywnie zaskoczyło, bo dzięki temu cała historia nie jest różowa i wesoła. Jak wspomniałam wcześniej, pełno w niej okrucieństwa. Czytelnik więc może dojść do wniosku, że całość wygląda jak najbardziej realnie.

Milva

czwartek, 23 czerwca 2016

Zanim się pojawiłeś

Autorka: Jojo Moyes

Nie jestem wielbicielką tego gatunku. Po raz pierwszy natknęłam się na tą historię w postaci zwiastuna ekranizacji tejże książki. Zwiastun bardzo mnie zaciekawił, fabułę filmu uznałam za bardzo oryginalną i ciekawą, więc sięgnęłam po książkę.

"Zanim się pojawiłeś" opowiada o Lousie Clark, która po zamknięciu kawiarni straciła pracę i aby zapewnić rodzinie byt, musi znaleźć nową. Jest w stanie wziąć się za wszystko. I tak natrafia na ogłoszenie pewnej bogatej rodziny poszukującej opiekuna dla osoby z porażeniem czterokończynowym. Lou, zachęcona przez rodzinę do dobrych zarobków, przyjeżdża do państwa Traynorów. Na miejscu dowiaduje się, że będzie dotrzymywać towarzystwa ich niepełnosprawnemu synowi Williamowi. Jej podopieczny okazuje się jednak być cyniczną i gburowatą osobą, z którą Lou nie ma lekko. Lecz z pomocą pielęgniarza Nathana udaje jej się dotrzeć do Willa, a z czasem zaczyna kwitnąć uczucie jakiego Lou nie spodziewałaby się po sobie.

Pełna wzruszających, a czasem nawet humorystycznych, momentów historia chwyta mocno za serce. Narracja w pierwszej osobie pozwala czytelnikowi odczuwać to co główna bohaterka, postawić się w jej sytuacji. Nie da się też zignorować Willa, który w swoim stanie nie widzi sensu życia. Lou staje się dla niego światełkiem w tunelu, szansą na nowy początek. Ich wzajemna relacja przekonuje czytelnika, że koniec także tej książki będzie szczęśliwy. Niestety, nie wszystko idzie po naszej myśli.
Ta książka nie spowodowała może u mnie potoku łez, ale wzruszyła mną do głębi. Jak pisałam na początku, nie jest to mój ulubiony gatunek, ale nie uważam czasu przeznaczonego na przeczytanie tej książki za zmarnowany. Wręcz polecam, tak samo jak sympatykom gatunku jak i osobom nie odnajdującym się przy tego typu lekturze. Naprawdę warto i zapewniam was, że po przeczytaniu spojrzycie na świat z innej perspektywy. 

Milva

czwartek, 9 czerwca 2016

Klan Wilczycy

Autorka: Maite Carranza

Anaid jest zdolną czternastolatką, potrafi mówić biegle kilkoma językami, potrafi zagrać na każdym instrumencie jaki jej się da. Ale w klasie brana jest za przemądrzałą kujonkę, która nauką nadrabia swój przeciętny wygląd. Jednak jej życie brutalnie się zmienia kiedy z domu znika matka dziewczynki, nie pozostawiając żadnych śladów. Pod opieką ciotki Criseldy Anaid odkrywa, że należy do znanego i szanowanego rodu czarownic i poznaje historię swych przodkiń, która opowiada o matce wszystkich czarownic, wielkiej i potężnej O. Aby nie dopuścić do konfliktu między swymi córkami i ich potomstwem, O ukryła insygnium swej mocy i władzy do czasu, aż narodzi się wybranka, która będzie zdolna je dzierżyć i zniszczy swoich wrogów.
Teraz młoda Anaid próbuje przekonać bogate w doświadczenie czarownice, że jej matka nie uciekła w poszukiwaniu bogactwa i wiecznej młodości. Bez poparcia starszych kobiet jest zmuszona odnaleźć matkę na własną rękę.

Fabuła nie jest zbyt oryginalna. Mamy magię, starą jak świat przepowiednię, kobietę podającą się za wybrankę, prawdziwą wybrankę oraz oczywiście masę czarownic. Opowieść nie obfituje w humor tak często spotykany w młodzieżowym fantasy, co trochę mnie rozczarowało. Trzeba niestety przyznać, że książka nie porywa od pierwszej strony, a w trakcie czytania miałam wrażenie jakby historia ciągnęła się w nieskończoność. Co nie znaczy, że całość jest kompletną porażką autorki. Po prostu trzeba przetrwać połowę, żeby dotrzeć do ciekawszych momentów. Całość jest utrzymana w poważnym klimacie odpowiednim dla całej historii, dzięki temu odczuwamy tą brutalność świata czarownic, w którym aby przeżyć trzeba mieć nie lada sprytu i odwagi.
Mimo, że książka jest całkiem dobrym przykładem literatury fantasy, to stwierdzam, że należy do tych na jeden raz.

Milva