wtorek, 20 września 2016

Dzień, w którym umarłam

Autorka: Belen Martinez Sanchez

Życie Diletty Mair przestało być spokojne 2 października 2003 roku. Dlaczego? Bo wtedy Diletta umarła.
Po śmierci, naznaczona przez demona, trafia nie do Nieba, ale w to drugie miejsce, nazywane Panteonem. Dołącza do Lilim, odwiecznych wrogów Aniołów, i szkoli się na wojownika. Jej jedynym łącznikiem ze Światem Żywych jest, niestety, Alois Petersen, cyniczny i samolubny kolega ze szkoły.
Nowe "życie" Diletty nie przedstawia się jednak w różowych barwach. W Panteonie mają miejsce brutalne morderstwa na Lilim, a jednym (a konkretnie jedynym) z podejrzanych jest Alois, do którego Diletta przejawia niespodziewane dla siebie uczucia.

Od dawna chciałam napisać o tej książce, wiec postanowiłam ją sobie odświeżyć. Jest to ciekawa pozycja, nie przeczę, idealna dla początkującego fana fantasy. Fabuła jest prosta, ale też trzymająca w napięciu. Na parę zdań zasługują też główni i poboczni bohaterowie, szczególnie duet Aloisa i Diletty. Chłopak zyskał moje uznanie swoim charakterem: na zewnątrz twardy, niedostępny, pochłonięty przez ambicję, w środku kryje niewielką cząstkę wrażliwości, która nieustannie pcha go w kierunku Diletty. Dziewczyna natomiast, początkowo zagubiona w nowym świecie, Kryje w sobie wielką siłę i determinację w osiąganiu własnych celów.
Jedna z lepszych książek fantasy (choć raczej tylko takie czytam), jakie mogę Wam z głębi serca polecić. Mimo, że brakuje jej parę szczegółów, jak na przykład za mało rozwinięty świat Panteonu (brakowało mi tego rozbudowania niewidzialnego dla Żywych świata, które spotykałam w innych książkach), ale ogólnie czyta się bardzo przyjemnie.
Polecam zaczynającym swą przygodę z fantastyką.

Milva